O Trollu dowiedziałem się jakoś przypadkiem. Pierwsze, oczywsite skojarzenie, to wspaniały film jakim był Troll hunter (Łowca trolli) - film w konwencji found footage. Nowy Troll nie jest z nim połączony, aczkolwiek posiada bardzo podobny klimat.
Nakręcony z rozmachem, Troll najbardziej przypomina Godzillę. Gdzieś w górach Norwegii ingerencja w naturalny stan rzeczy budzi pradawną istotę, która wyrusza na pochód niosąc zniszczenie wszystkiemu co jej zagraża. Co zrobią ludzei? Czy młoda pani paleontolog, jej nieco nawiedzony ojciec, doradca pani premier i młody kapitan podołają wyzwaniu, jakim jest powstrzymanie potwora?
Troll to film o kaiju tyle, że kraju wikingów. Nawiązuje do lokalnych legend o istotach z gór, bardzo fajnie nawiązuje do mitologii i w ciekawy sposób kreśli jak bardzo ważne są więzy rodzinne oraz tradycja. To ostatnie, napomknięte jest dosyć subtelnie. Rzeczy takie jak wyczuwanie krwi chrześcijan, czy ingerencja ich kultury i asymilacja.
Jak na produkcję filmową, Troll ma całkiem niezłe efekty specjalnie i bardzo dobre zdjęcia. Wielka kreatura doskonale wygląda na tle majestatycznych gór, a szerokie ujęcia oraz cudowna kolorystyka sprawiają, że momentalnie czujemy, jakbyśmy byli na miejscu. Do tego wartka akcja rodem z hollywoodzkich produkcji oraz dynamiczne zwroty akcji sprawiają, że film trzyma nas w napięciu od początku do końca.
Troll to film świadomy tego czym jest. Nie zabrakło w nim specyficznego humoru oraz komicznych sytuacji, których moglibyśmy spodziewać się po, być może nie jakoś głęboko nakreślonych lecz ciągle ciekawych postaciach.
Szczerze polecam, bo w swojej odtwórczości, Troll jest cholernie świeży i stanowi naprawdę fajną rozrywkę na rodzinny wieczór. Niezbyt często słowa te padają ostatnio z moich ust, ale dobra robota Netflixie.
Trailer